Paryż

Dużo się wydarzyło przez ostatni miesiąc.

Rzeczy dobre i złe, przyjemne i wprost przeciwne.

W połowie kwietnia udało mi się dotrzymać obietnicy danej Starszemu Dziecku kilka lat temu. Na 10 urodziny zabrałam go do Paryża.


Byłam w Paryżu latem, jesienią i wiosną. Według mnie ta ostatnia pora roku jest najbardziej właściwa do zwiedzania tego miasta.


Kocham je nie za wieżę Eiffela, nie za Sacre Coeur ani za Łuk Triumfalny.

Ale za te wszystkie kamienice, za mosty nad Sekwaną, za ciasne, mało uczęszczane przez turystów uliczki.

A nawet za stacje metra.


I za damski lub męski głos, upewniający się jakby przed każdym przystankiem (np.: "Miromesnil?"), by po chwili potwierdzić sobie i innym ("Miromesnil.").

Za każdą boulangerie, w której wydałabym ostatnie pieniądze, byle tylko spróbować tego ciastka i tego i jeszcze tej bagietki.


Za takie sklepy:

Za kafejki i drogowskazy.

I za Park Asterixa



Dziecko zadowolone ("Mamo, to najlepsze urodziny w moim życiu"), Rodzice zadowoleni, ja też szczęśliwa że wszystko się udało.

Jeszcze tu wrócimy...


Komentarze