Oslo

O Skandynawii marzyłam od dawna. Szwecja, Dania, Norwegia - biorę wszystko. Również Finlandię, która - wbrew pozorom - wcale do Skandynawii nie należy.

Na pytanie: "dokąd chciałabyś pojechać?", zawsze odpowiadałam: "Skandynawia", ale jak dotąd nie udało mi się tego zrealizować. Z dziećmi zwiedziłam dwie południowe wyspy, a nasze służbowe wyjazdy integracyjne też raczej nie kierują się na północ (wyjątkiem był Edynburg).

Po nieudanym (bo niedokonanym z przyczyn losowych) wyjeździe do Amsterdamu, szukałyśmy z Siostrą destynacji na naszą kolejną wyprawę.


Chciałyśmy lecieć z Poznania, ale - mimo sympatii do mojego rodzinnego miasta - trzeba przyznać, że ofertę lotów ma dość ubogą, w porównaniu np. z Gdańskiem (o Berlinie nie wspomnę).

Przeglądając więc stronę lotniska i dobierając terminy tak, by nam obu pasowało, zgodnym chórem postanowiłyśmy, że lecimy do Oslo.

Kiedy wylądowałyśmy na lotnisku Torp 3 maja, słońce zaszło za chmury i zaczął sypać śnieg.

Welcome to Norway!

Sprawdzana kompulsywnie prognoza pogody kilka dni naprzód jako żywo nie przewidywała białego puchu.

My również nie. W najśmielszych snach.

Na szczęście śnieg szybko stopniał, my odnalazłyśmy właściwy autobus do Oslo (lotnisko znajduje się 120km na południe od stolicy) i udając same przed sobą, że ahaha, jakie to śmieszne, śnieg pada, pomknęłyśmy do stolicy.

Na dworcu zaopatrzyłyśmy się w plan centrum, zasięgnęłyśmy informacji czy aby na pewno pierwszy autobus powrotny w poniedziałek odjeżdża 5:15 i poszłyśmy szukać autobusu miejskiego, by dostać się na Waldemar Thranes gate,


Wynajęłyśmy pokój u sympatycznej Norweżki imieniem Sigrun, w jej ślicznym mieszkaniu w starej kamienicy.


Zostawiłyśmy bagaże i ruszyłyśmy w miasto. Śnieg już nie sypał, ale było bardzo zimno i surowo. Kilka dni wcześniej podobno było tam tak ciepło, jak w Polsce, nawet 25 stopni, roślinność ruszyła, drzewa kwitły, a słońce łaskawie świeciło. Jednak teraz zarówno w ojczyźnie, jak i w Norwegii było znowu lodowato.






Oczywiście nie ostudziło to naszego entuzjazmu ani nie osłabiło radości z faktu, że jesteśmy w Norwegii. W końcu zawsze może być gorzej, np. kiedy leje deszcz.






Kiedy wyszło słońce, mało urodziwy (wg mnie) ratusz od razu stał się piękniejszy :) W nim właśnie wręczana jest Pokojowa Nagroda Nobla.

Oslo leży nad zatoką Oslofjorden, u ujścia kilku rzek.
















Sigrun powiedziała nam, że Polacy stanowią trzecia najliczniejszą grupę w Norwegii, po Norwegach i Szwedach. Stąd pewnie polskie hasło reklamowe :)


Kiedy już porządnie zmarzłyśmy i postanowiłyśmy wracać do naszego mieszkania, trafiłyśmy na szkołę designu, mieszczącą się w starej fabryce.

Wiedzieliście, że przez pewien czas Oslo nazywało się Christiania? W latach 1624-1877. A potem Kristiania, by w 1924r. znów stać się Oslo.



Doszłyśmy do rzeki Akerselva, po drugiej stronie której znalazłyśmy przepiękną starą uliczkę z drewnianymi domami z końca XIX wieku (Telthusbakken).







Głowę daję, że w każdym z tych domków siedziała norweska staruszka i dziergała makatkę z łosiem. Strasznie mnie korciło, żeby zajrzeć przez okno, ale jakoś się powstrzymałam.

Następnego dnia po śniadaniu pojechałyśmy autobusem na półwysep Bygdøy, żeby zwiedzić Norsk Folkmuseum, czyli Norweskie Muzeum Ludowe.




Oprócz spichlerza, kościoła i dawnego drogowskazu, znajdował się tam też budynek dawnej szkoły.



"Dzieci z Bullerbyn" i "Ania z Zielonego Wzgórza w jednym"!

Przechadzając się między różnymi budynkami i rozmawiając z pracownikami muzeum w strojach ludowych, usłyszałyśmy nagle coś w rodzaju stanowczego gdakania. Spojrzawszy po sobie, ujrzałyśmy wynurzającą się zza krzaka mamę z pisklętami, idącymi karnie gęsiego.


Wysłałyśmy zdjęcie naszej własnej mamie, z podpisem: "jaka śliczna kaczka", a mama odpisała nam, że coś ta kaczka ma za długą szyję i zdaje się, że to gęś.

Widać, żeśmy miastowe.

Co nie zmienia faktu, że zjawisko było urocze.

W innej części muzeum znajdowały się nowsze budynki, a także odtworzona kamienica, która faktycznie istniała w Oslo. Została zburzona, ale przed jej zniszczeniem wyniesiono ze środka wszystko co się dało i stworzono nowy budynek z kilkoma mieszkaniami z różnych epok. Wrażenie niesamowite. Ponieważ prawie każde z pomieszczeń, z wyjątkiem kuchni, było za szkłem, nie robiłam zdjęć. Próbkę można znaleźć tutaj.

Ja zrobiłam tylko te dwa.



Obok kamienicy były również inne perełki.









A kto zgadnie co to jest?


Wizytę na Bygdøy zakończyłyśmy kawą i drożdżówką, a potem wsiadłyśmy w autobus i pojechałyśmy do Vigelandsparken, który przywitał nas śniegiem, na szczęście krótkim i nietrwałym.












Jak widać - tulipanom śnieg nie zaszkodził.

Pojechałyśmy też zobaczyć Pałac Królewski, obok którego także był park, a w nim rzeźby zaprojektowane przez dzieci.

Najwyraźniej w tym kraju tęcza nikomu nie przeszkadza.


A to pomnik księżniczki Marthy.


Resztę dnia spędziłyśmy w strefie gagatków, czyli na Karl Johans Gate.


Ostatni dzień w Oslo zaczęłyśmy od zwiedzania wzgórza Ekeberg.

Trafiłyśmy na zlot starych samochodów, organizowany od lat w pierwszą niedzielę maja.


 


Po samochodach przyszedł czas na zachwyt widokiem na zatokę.



Oraz zainteresowanie nietypowymi rzeźbami.

Leśna rusałka?


Sikająca dama. Naprawdę co chwilę sikała! Bystry obserwator dostrzeże uchwycony strumień.


Szczerze mówiąc, miałam ochotę kucnąć obok niej, ale zabrakło mi odwagi.
 

Sturm und Drang.




Anioł z jelitkiem na wierzchu (i nie tylko).



Gdy skończyłyśmy zwiedzać Ekeberg, pojechałyśmy nad rzekę Akerselva, żeby zrobić długi spacer wzdłuż jej brzegu.

Nie jest to szeroka ani głęboka rzeka, ale na swej krótkiej drodze ma kilka wodospadów. Wypływa z jeziora Maridalsvannet i uchodzi do morza w pobliżu portu Bjørvika.

Trasa jest bardzo malownicza, nie tylko przyrodniczo, ale również architektonicznie.











 








Stary silos przebudowany na akademik. Genialne!



Udało nam się jeszcze zobaczyć drugą prześliczną uliczkę: Damstredet.
 




 

Oraz stary cmentarz, na którym znajdują się groby Ibsena i Muncha.



 Na koniec zrobiłyśmy małą rundę po naszej dzielnicy.





A następnego ranka pojechałyśmy na lotnisko i zakończyła się nasza norweska przygoda.



Chcę tam wrócić. Bardzo.

Komentarze

  1. Ilona, jestem zachwycona zdjęciami. Zachciało mi się tam jechać 😄👍

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz