Kopa Kondracka przez Kalatówki i Dolinę Kondracką

Po wyczerpującej wycieczce do Doliny Pięciu Stawów zrobiliśmy sobie dzień przerwy od gór. To była naprawdę intensywna wyprawa i trochę nierozsądnie byłoby iść w trasę następnego dnia. Zwłaszcza, że w planach mieliśmy Kopę Kondracką, a to już 2005 m n.p.m., nie byle co!

Pochodziliśmy więc sobie po mieście, jak prawdziwi wakacjusze, poszliśmy do naszej ulubionej kawiarni, kupiliśmy różne drobiazgi i cieszyliśmy się wakacjami w stylu slow :)

Dziś rano za to pobudka o 6 (ja kwadrans wcześniej) i powiem szczerze, że jak zadzwonił budzik, to miałam ochotę zapłakać. Że już? I serio, ja naprawdę chcę tam iść?

Wstałam.

Teraz należało jeszcze przekonać dzieci, że one też CHCĄ.

Opornie to szło, ale wstali. Zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy kanapki, słodycze i wodę i wyszliśmy w domu o 7.

Ponieważ musieliśmy dotrzeć do Kuźnic, oddalonych od nas o prawie 2 km, wpadłam na genialny pomysł, żeby skorzystać z wszechobecnych tutaj busików. Najbliższy przystanek był dwie przecznice od nas i co prawda bus odjechał nam sprzed nosa, ale za chwilę podjechał następny i nie musieliśmy czekać.

Samochody nie mają wstępu do Kuźnic, ostatni płatny parking jest stosunkowo niedaleko, jeśli idziesz na spacer, za to daleko, jeśli idziesz lub wracasz z gór. Wtedy każdy metr jest istotny, lepiej oszczędzać nogi na górskie ścieżki.

Busy natomiast podjeżdżają do samych Kuźnic, pod stację kolejki, pod początek szlaków na Kasprowy, Kalatówki, Halę Gąsienicową, czy Nosal. Podjechaliśmy w kilka minut i zupełnie niezmęczeni mogliśmy ruszyć na szlak.

Wybraliśmy niebieski, prowadzący na Kalatówki. Droga nie jest przyjemna, ostro pod górę i wybitne kocie łby, ale na szczęście nie idzie się długo, około pół godziny. Zrobiliśmy postój przy schronisku na Kalatówkach, gdzie jest całkiem ładna panorama i widać jak wagoniki kolejki suną na Kasprowy i z powrotem.


Dalej droga wiedzie na Halę Kondratową, gdzie jest kolejne schronisko, ale chyba najmniej udane ze wszystkich, które odwiedziliśmy. Odpoczęliśmy i ruszyliśmy zielonym szlakiem przed Dolinę Kondratową, zmierzając ku Przełęczy pod Kopą Kondracką.


Początkowo droga jest dość łagodna, przez przepiękną łąkę, która kwitła akurat na żółto i liliowo - nie mam pojęcia co to były za kwiatki, ale wyglądało to uroczo. Po chwili szlak zaczął piąć się pod górę i zrobiło się dość męcząco.



Ale było pięknie. Po prawej stronie zaczął majaczyć Giewont. Wygląda z tej strony zupełnie inaczej niż z centrum Zakopanego.







Na tej wysokości zaczęło solidnie wiać i mimo słońca zrobiło nam się trochę zimno. Pięliśmy się mozolnie pod górę, by wreszcie ujrzeć znak:


Usiedliśmy, by odpocząć, jednak wiatr był tak silny i zimny, że nie posiedzieliśmy tam długo. Niestety tylko mój starszy syn zachował się odpowiedzialnie i zabrał kurtkę z domu, ja o swojej zapomniałam i młodszemu też nie kazałam spakować. A by się nam tam bardzo przydały. Niby już tyle wiem o górach, a nadal miewam ceprowskie zachowania. Dawno też nie byłam na takiej wysokości, a na Świstówce nie wiało wcale, więc nie pomyślałam. Trudno, bywa.

Poszliśmy więc szybko i bez kontemplacji w stronę Kopy - zostało nam niecałe 200 metrów i jakieś 20 minut drogi pod górę.

Z Przełęczy można przejść górą aż do Kasprowego wierchu, a w drugą stronę na Czerwone Wierchy: Kopę, Małołączniak, Krzesanicę i Ciemniak. My wiedzieliśmy, że z Kopy zejdziemy żółtym szlakiem do Przełęczy Kondrackiej i dalej na Halę Kondracką.







Dla takich widoków warto żyć i się spocić i zasapać i zmęczyć. Ta biała zyzgakowata ścieżka to właśnie zielony szlak na Przełęcz pod Kopą.

Po drugiej stronie Kopy wiało zdecydowanie mniej, więc usiedliśmy sobie na zboczu i gapiliśmy się na Dolinę Małej Łąki, Zakopane i Giewont, na który tradycyjnie wlókł się sznur ludzi. Nie rozumiem pędu na ten szczyt i na razie się na niego nie wybieram. Jest tyle innych pięknych miejsc.







Ruszyliśmy dalej i doszliśmy do Przełęczy Kondrackiej, a z niej zeszliśmy niebieskim do Hali Kondratowej. Stamtąd ponownie przez Kalatówki i schronisko (obok biegnie drugi szlak, omijający schronisko, ale chcieliśmy jeszcze odpocząć i skorzystać z łazienki) do Kuźnic, gdzie poszliśmy prosto do busika i elegancko dojechaliśmy w nasze okolice.

Telefon pokazał dziś 17,4 km i 213 pięter. Godny wynik i udana wycieczka.

Komentarze