Torcik piernikowy z konfiturą morelową
Upieczony na imprezę imieninową moich dzieci.
Starszy zażądał sernika na zimno z galaretką (nie zdążyłam sfotografować, a szkoda), "takiego jak u cioci" - a tu ciocia zgubiła przepis i trzeba było sięgnąć do swoich starych zbiorów, bo nijak nie chciał się odnaleźć. Nie wyszedł jej wtedy - co sama przyznała - w smaku był pyszny, ale nie chciał stężeć, w związku z czym drżeliśmy razem z nim podczas jedzenia, czy zdążymy zjeść zanim się rozpadnie.
Starszy był nim zachwycony, zjadł 4 kawałki i stanowczo prosił o taki właśnie sernik.
Ciocia przepis wyrzuciła, bo skoro nieudany, to won z nim, a tu siurpryza: chcielibyśmy zjeść go jeszcze raz.
W tej sytuacji odnalazłam przepis, który u mnie w domu istniał jako "sernik mrożony Julity" - Julita to dawna koleżanka mojej Mamy, dla mnie przyszywana ciocia, to może dałoby się uprzeć, że to sernik z galaretką jak u cioci?
Stężał aż miło, Starszy pożarł z apetytem, jak to się mówi w Ameryce: "mission accomplished!", czyli zadanie wykonane.
Spocznij.
Dla Młodszego zaś przewidziałam taki oto torcik, pochodzący z książki Doroty Świątkowskiej "Moje wypieki i desery".
Czaiłam się na niego już jakiś czas, a że moja lodówka i spiżarnia* chwilowo pełna jest morelowych wyrobów różnego pochodzenia (własnej roboty Siostry mej i Mamusi mej, jak również pewien wyrób sklepowy, prosto z Wiednia), to postanowiłam użyć któregoś z nich.
Efekt?
Smaczne, piernikowe ciasto z pyszną morelową konfiturą - bardzo przyjemne połączenie, swoją drogą.
Jednak zawsze mam problem gdy osobno ubija się białka i należy "delikatnie połączyć je z pozostałym ciastem".
Zwłaszcza gdy ciasto jest gęste.
Bardzo gęste.
Nie umiem, no nie umiem, może jestem zbyt nieporadna, nie wiem.
Rozumiem ideę piany z białek - ma nadać puszystości i lekkości ciastu, pozwolić mu urosnąć bez proszku do pieczenia.
Ale konia z rzędem temu, kto potrafi wymieszać pianę z białek z gęstym ciastem tak, by nie było widocznych placków białka i jednocześnie by piana nie opadła.
Jeśli ktoś się znajdzie, poproszę o korepetycje.
Pewnie są tacy ludzie, może nawet sporo, w końcu zdjęcie oryginalnego torciku przedstawia puszyste i ładne blaty. Znaczy Dorota umie.
Moja piana trochę siadła, torcik nie był za wysoki i czepiałabym się trochę jego konsystencji, ale był smaczny, konfitura i polewa zatuszowały sprawę, a gościom smakowało.
Ale następnym razem poszukam przepisu na piernikowe ciasto bez piany z białek.
*raczej wirtualna i rozczłonkowana po różnych kątach mej wątłej kuchni
Starszy zażądał sernika na zimno z galaretką (nie zdążyłam sfotografować, a szkoda), "takiego jak u cioci" - a tu ciocia zgubiła przepis i trzeba było sięgnąć do swoich starych zbiorów, bo nijak nie chciał się odnaleźć. Nie wyszedł jej wtedy - co sama przyznała - w smaku był pyszny, ale nie chciał stężeć, w związku z czym drżeliśmy razem z nim podczas jedzenia, czy zdążymy zjeść zanim się rozpadnie.
Starszy był nim zachwycony, zjadł 4 kawałki i stanowczo prosił o taki właśnie sernik.
Ciocia przepis wyrzuciła, bo skoro nieudany, to won z nim, a tu siurpryza: chcielibyśmy zjeść go jeszcze raz.
W tej sytuacji odnalazłam przepis, który u mnie w domu istniał jako "sernik mrożony Julity" - Julita to dawna koleżanka mojej Mamy, dla mnie przyszywana ciocia, to może dałoby się uprzeć, że to sernik z galaretką jak u cioci?
Stężał aż miło, Starszy pożarł z apetytem, jak to się mówi w Ameryce: "mission accomplished!", czyli zadanie wykonane.
Spocznij.
Dla Młodszego zaś przewidziałam taki oto torcik, pochodzący z książki Doroty Świątkowskiej "Moje wypieki i desery".
Czaiłam się na niego już jakiś czas, a że moja lodówka i spiżarnia* chwilowo pełna jest morelowych wyrobów różnego pochodzenia (własnej roboty Siostry mej i Mamusi mej, jak również pewien wyrób sklepowy, prosto z Wiednia), to postanowiłam użyć któregoś z nich.
Efekt?
Smaczne, piernikowe ciasto z pyszną morelową konfiturą - bardzo przyjemne połączenie, swoją drogą.
Jednak zawsze mam problem gdy osobno ubija się białka i należy "delikatnie połączyć je z pozostałym ciastem".
Zwłaszcza gdy ciasto jest gęste.
Bardzo gęste.
Nie umiem, no nie umiem, może jestem zbyt nieporadna, nie wiem.
Rozumiem ideę piany z białek - ma nadać puszystości i lekkości ciastu, pozwolić mu urosnąć bez proszku do pieczenia.
Ale konia z rzędem temu, kto potrafi wymieszać pianę z białek z gęstym ciastem tak, by nie było widocznych placków białka i jednocześnie by piana nie opadła.
Jeśli ktoś się znajdzie, poproszę o korepetycje.
Pewnie są tacy ludzie, może nawet sporo, w końcu zdjęcie oryginalnego torciku przedstawia puszyste i ładne blaty. Znaczy Dorota umie.
Moja piana trochę siadła, torcik nie był za wysoki i czepiałabym się trochę jego konsystencji, ale był smaczny, konfitura i polewa zatuszowały sprawę, a gościom smakowało.
Ale następnym razem poszukam przepisu na piernikowe ciasto bez piany z białek.
*raczej wirtualna i rozczłonkowana po różnych kątach mej wątłej kuchni
Komentarze
Prześlij komentarz