Cake pops

W zeszły piątek mieliśmy firmową wigilię. Poszłam na nią z o wiele większą chęcią niż rok temu. Przed imprezą spotkałyśmy się u jednej z koleżanek, obiecała nas poczęstować prosecco z aperolem, na dobry początek wieczoru.

Dziewczyny drinka wypiły, ja jak zwykle zmarnowałam. Umoczyłam usta, wzięłam dwa łyki i podziękowałam. Nic nie poradzę, że do alkoholu nie ciągnie mnie wcale. Niektórzy mają nawet o to spore pretensje.

Dobrze, że już nie muszę się tym przejmować.

Na Christmas Party dotarłyśmy lekko spóźnione, ale w doskonałych nastrojach. Zabawa już trwała, stoły uginały się od pysznego jedzenia, zarówno konkretnego (ile ryb, ile kanapeczek, ile cudownych past i pasztetów!), jak i słodyczy.

I o słodyczach właśnie słów kilka. Między piernikami, ciastkami, apetycznymi kremowymi deserami w maleńkich szklaneczkach stały talerze pełne równiutkich, ślicznie udekorowanych cake popsów.  Mimo zbrodniczo późnej pory, o której przeważnie już głęboko śpię, musiałam, po prostu musiałam ich spróbować. Do tej pory czytałam tylko o nich na różnych blogach, ale nigdy nie miałam szczególnej ochoty na samodzielne wykonanie.

Ich widok i smak (!!) zachwycił mnie i zainspirował, musiałam je zrobić sama.

A raczej z Dziećmi.

Mieliśmy dziś dzień dekorowania. Najpierw lukrowanie pierników, które pomagałam piec w zeszłą sobotę mojemu koledze i jego córce. Tym razem występowałam tylko w roli podkuchennej, wykonywałam polecenia i wycinałam kształty foremkami. Przygotowaniem i zagniataniem ciasta oraz wałkowaniem zajmował się od początku do końca M. Po zaledwie 4 godzinach snu (wigilia firmowa się kłania oraz pobudka zarządzona przez Starsze Dziecko o godzinie 6:08) było to zajęcie w sam raz dla mnie. Mechaniczne i mało odpowiedzialne. Gdybym miała czuwać nad ciastem, mogłabym wlać zamiast "słoiczka płynnego miodu, słoiczek płynnego smalcu", jak Ida Borejko.

Ponieważ robiliśmy pierniki z kilograma mąki, dostałam spore pudło na wynos i dziś radośnie przystąpiliśmy ze Starszym i Młodszym do dekoracji. Trochę byli rozczarowani, że posypka głównie różowa (kupiłam kiedyś do dekoracji ciast dla dziewczynek), ale nie przeszkadzała im w konsumpcji ani trochę.

Potem zrobiliśmy wspomniane cake popsy i mieli jeszcze większą radość. Z lepienia kulek, wbijania patyczków...

...obtaczania w czekoladzie i oczywiście, najwięcej - z dekorowania.

Posypka była WSZĘDZIE...

Na cake popsach też.


Ale za to ile radości! A ja, nie zmęczona pracą (mam urlop) nie musiałam w myślach liczyć do 10 ani razu, o powarkiwaniu też nie było mowy.

Jaki z tego wniosek?

Ha...!


Przygotowaliśmy też mały zestaw dla naszej pani D., która wciąż pomaga w opiece nad Młodszym i poszliśmy złożyć jej życzenia.



Zachwyciły nas cake popsy i będziemy je robić częściej. Muszę tylko nabyć kawałek styropianu albo jakiś profesjonalny zestaw do wbijania patyczków (mój prowizoryczny, kartonowy nie zdał do końca egzaminu, zbyt często się przewracały, ze szkodą dla dekoracji), albo robić je tylko do góry nogami.

Przepis pochodzi z Moich Wypieków. Użyłam zapasów z zamrażarki: murzynka, babki mlecznej i kawałka dyniowego chlebka. Dosypałam przyprawy korzennej i mascarpone zastąpiłam serkiem Twój smak. Nutella jak w przepisie. 


Komentarze