Piernikowe ciastka
Kupiłam puszkę.
Na świąteczne ciastka i pierniki.
Prawdziwych pierniczków nie upiekłam jeszcze nigdy w swoim życiu, ale na pewno w tym roku to zrobię.
Przecież po to właśnie kupiłam tę puszkę.
I będę wałkować, a dzieci będą wycinać foremkami, w tle będzie szemrała świąteczna melodia, a obrazek podpiszemy: "idylla" i będziemy żyli długo i szczęśliwie.
Tak to mniej więcej powinno wyglądać.
A naprawdę wygląda tak: nie znoszę wałkowania. Na samą myśl dostaję wysypki, nie mam odpowiedniej powierzchni do tej czynności, blat zawsze jest zawalony słoikami, tonami mąk maści wszelakiej, a teraz jeszcze zapasem orzechów i komosy ryżowej.
Kuchnia jest niewielka, ledwo wystarcza miejsca dla mnie i plączące się pod nogami dzieci robią tłok. Poukładane w stos blachy i blaszki, wyciągnięte z piekarnika na czas pieczenia, o które co chwilę ktoś zahacza łokciem i spadają z łoskotem na podłogę, ku uciesze sąsiadów i mojej.
Miotam się między blatem, a stołem, na zmianę wałkując i klnąc, że ciasto się rwie albo lepi i do bani z tymi ciastkami oraz odkładając wycięte foremkami kształty na przygotowaną blachę.
Jestem zła, dzieci popiskują, że też chciałyby wałkować, wycinać, dekorować i kiedy wreszcie będzie ich kolej, ja powarkuję: "zaraz", więc z nudów bawią się mąką albo zaglądają do szuflad powodując jeszcze większy chaos.
Ubaw po pachy.
Więc kiedy zaproponowałam moim dzieciom upieczenie piernikowych ciastek (koniecznie z użyciem foremki piernikowego ludka), to zanim skończyłam zdanie, już gryzłam się w język i stukałam w czoło, jęcząc w duchu: "po co mi to?!".
Ale słowo się rzekło, Młodsze Dziecko aż zapiszczało z uciechy i nie miałam sumienia wycofać się z przedsięwzięcia.
Nabrałam powietrza, zagniotłam ciasto w asyście Młodszego i zawołałam starsze Dziecko.
"Możemy wałkować?" - natychmiast padło pytanie, a każdy już uzbrojony był w swój wałek.
I pomyślałam - ryzyk fizyk. Niech wałkują, niech wycinają, ja będę tylko nadzorować, w końcu czy naprawdę coś się stanie, jak ciastka wyjdą nierówne, jak rozsypią trochę mąki, jak spadnie z hukiem któraś blacha? To ma być przyjemność, dla nich i dla mnie. Odpuść trochę, przestań przejmować się pierdołami. Daj im się pobawić.
Dałam.
Musiałam tylko pilnować grubości rozwałkowanego ciasta, żeby w miarę równo się piekły.
Udały się na medal, a chłopcy świetnie sobie poradzili.
Niepotrzebnie piętrzyłam w myślach trudności i doszłam do wniosku, że problem leży we mnie.
Bo jestem niecierpliwa, bo wszystko musi być zawsze w określony (przeze mnie) sposób, bo za dużo wymagam od siebie i innych, bo za dużo we mnie Zosi-Samosi.
Pewnie tego nie wyplenię, nie zmienię się w 100%, ale mam tego świadomość i chęć podjęcia walki.
To już pierwszy krok.
A przepis na ciastka piernikowe (bo to chyba jednak nie prawdziwe pierniki, ale za to takie, jakie lubię najbardziej - kruche i korzenne) okazał się bardzo prosty i przyjemny. Dobrze się je wałkuje, bez trudu przenosi na blachę, sama radość. Pochwaliłam Dzieci i powiedziałam, że możemy niedługo upiec je jeszcze raz. I nie będzie to pusta obietnica!
A puszka będzie wykorzystana.
Przepis (Family kitchen cookbook Caroline Bretherton):
4 łyżki golden syrupu
300g mąki pszennej
łyżeczka sody
2 łyżeczki przyprawy piernikowej
100g masła, pokrojonego w kawałki
75g ciemnego cukru muscovado
jajko
Piekarnik nagrzać do 190C góra/dół. Płaskie blachy wyłożyć papierem do pieczenia.
Podgrzać lekko syrop, żeby był rzadszy, odstawić.
Do dużej miski przesiać mąkę, sodę i przyprawę piernikową. Wrzucić masło i rozcierać palcami do otrzymania okruchów. Wsypać cukier i wymieszać palcami.
Do ostudzonego syropu wbić jajko, wymieszać widelcem.
W mące zrobić dołek, wlać jajko z syropem, zagnieść ciasto w kulę. Wałkować po kawałku, na podsypanym mąką blacie, na grubość około 5mm.
Wycinać foremkami kształty, z resztek zagnieść nową kulę i ponownie rozwałkować aż do zużycia ciasta.
Piec 10-12 minut, delikatnie przełożyć na kratkę, wystudzić. Przełożyć do puszki.
Można jeść zaraz po ostudzeniu, nie twardnieją. Nasze po tygodniu w puszce nie zmieniły konsystencji.
Ciasto można zagnieść i trzymać w lodówce to 2 dni, przed wałkowaniem należy je nieco ocieplić.
Na świąteczne ciastka i pierniki.
Prawdziwych pierniczków nie upiekłam jeszcze nigdy w swoim życiu, ale na pewno w tym roku to zrobię.
Przecież po to właśnie kupiłam tę puszkę.
I będę wałkować, a dzieci będą wycinać foremkami, w tle będzie szemrała świąteczna melodia, a obrazek podpiszemy: "idylla" i będziemy żyli długo i szczęśliwie.
Tak to mniej więcej powinno wyglądać.
A naprawdę wygląda tak: nie znoszę wałkowania. Na samą myśl dostaję wysypki, nie mam odpowiedniej powierzchni do tej czynności, blat zawsze jest zawalony słoikami, tonami mąk maści wszelakiej, a teraz jeszcze zapasem orzechów i komosy ryżowej.
Kuchnia jest niewielka, ledwo wystarcza miejsca dla mnie i plączące się pod nogami dzieci robią tłok. Poukładane w stos blachy i blaszki, wyciągnięte z piekarnika na czas pieczenia, o które co chwilę ktoś zahacza łokciem i spadają z łoskotem na podłogę, ku uciesze sąsiadów i mojej.
Miotam się między blatem, a stołem, na zmianę wałkując i klnąc, że ciasto się rwie albo lepi i do bani z tymi ciastkami oraz odkładając wycięte foremkami kształty na przygotowaną blachę.
Jestem zła, dzieci popiskują, że też chciałyby wałkować, wycinać, dekorować i kiedy wreszcie będzie ich kolej, ja powarkuję: "zaraz", więc z nudów bawią się mąką albo zaglądają do szuflad powodując jeszcze większy chaos.
Ubaw po pachy.
Więc kiedy zaproponowałam moim dzieciom upieczenie piernikowych ciastek (koniecznie z użyciem foremki piernikowego ludka), to zanim skończyłam zdanie, już gryzłam się w język i stukałam w czoło, jęcząc w duchu: "po co mi to?!".
Ale słowo się rzekło, Młodsze Dziecko aż zapiszczało z uciechy i nie miałam sumienia wycofać się z przedsięwzięcia.
Nabrałam powietrza, zagniotłam ciasto w asyście Młodszego i zawołałam starsze Dziecko.
"Możemy wałkować?" - natychmiast padło pytanie, a każdy już uzbrojony był w swój wałek.
I pomyślałam - ryzyk fizyk. Niech wałkują, niech wycinają, ja będę tylko nadzorować, w końcu czy naprawdę coś się stanie, jak ciastka wyjdą nierówne, jak rozsypią trochę mąki, jak spadnie z hukiem któraś blacha? To ma być przyjemność, dla nich i dla mnie. Odpuść trochę, przestań przejmować się pierdołami. Daj im się pobawić.
Dałam.
Musiałam tylko pilnować grubości rozwałkowanego ciasta, żeby w miarę równo się piekły.
Udały się na medal, a chłopcy świetnie sobie poradzili.
Niepotrzebnie piętrzyłam w myślach trudności i doszłam do wniosku, że problem leży we mnie.
Bo jestem niecierpliwa, bo wszystko musi być zawsze w określony (przeze mnie) sposób, bo za dużo wymagam od siebie i innych, bo za dużo we mnie Zosi-Samosi.
Pewnie tego nie wyplenię, nie zmienię się w 100%, ale mam tego świadomość i chęć podjęcia walki.
To już pierwszy krok.
A przepis na ciastka piernikowe (bo to chyba jednak nie prawdziwe pierniki, ale za to takie, jakie lubię najbardziej - kruche i korzenne) okazał się bardzo prosty i przyjemny. Dobrze się je wałkuje, bez trudu przenosi na blachę, sama radość. Pochwaliłam Dzieci i powiedziałam, że możemy niedługo upiec je jeszcze raz. I nie będzie to pusta obietnica!
A puszka będzie wykorzystana.
Przepis (Family kitchen cookbook Caroline Bretherton):
4 łyżki golden syrupu
300g mąki pszennej
łyżeczka sody
2 łyżeczki przyprawy piernikowej
100g masła, pokrojonego w kawałki
75g ciemnego cukru muscovado
jajko
Piekarnik nagrzać do 190C góra/dół. Płaskie blachy wyłożyć papierem do pieczenia.
Podgrzać lekko syrop, żeby był rzadszy, odstawić.
Do dużej miski przesiać mąkę, sodę i przyprawę piernikową. Wrzucić masło i rozcierać palcami do otrzymania okruchów. Wsypać cukier i wymieszać palcami.
Do ostudzonego syropu wbić jajko, wymieszać widelcem.
W mące zrobić dołek, wlać jajko z syropem, zagnieść ciasto w kulę. Wałkować po kawałku, na podsypanym mąką blacie, na grubość około 5mm.
Wycinać foremkami kształty, z resztek zagnieść nową kulę i ponownie rozwałkować aż do zużycia ciasta.
Piec 10-12 minut, delikatnie przełożyć na kratkę, wystudzić. Przełożyć do puszki.
Można jeść zaraz po ostudzeniu, nie twardnieją. Nasze po tygodniu w puszce nie zmieniły konsystencji.
Ciasto można zagnieść i trzymać w lodówce to 2 dni, przed wałkowaniem należy je nieco ocieplić.
Komentarze
Prześlij komentarz