Maślana babka Kentucky

Od kilku już lat organizujemy rodzinny piknik z okazji Dnia Matki i Dnia Dziecka. Pisałam o tym rok oraz dwa lata temu.

Zawsze jeździmy z Siostrą i jej dziećmi oraz naszymi Rodzicami, czasem też zapraszamy więcej osób. W tym roku było nas sporo - dołączyła nasza kuzynka z mężem i trójką dzieci, Ciocia Moich Dzieci z dwiema córkami oraz jej Rodzice.

Mimo pochmurnego dnia i lekkiego ochłodzenia spędziliśmy naprawdę miły dzień na świeżym powietrzu. Dzieciaki się wybiegały, byliśmy na wieży widokowej (z której roztaczał się naprawdę piękny krajobraz), poszliśmy na spacer do lasu, graliśmy w badmintona, rozmawialiśmy i jedliśmy dużo dobrych rzeczy.

Była sałatka z kalafiorem, jajkiem i pomidorkami, były smażone klopsiki, hamburgery z moimi lżejszymi brioszkami, sałatka z surowym brokułem i żółtym serem, nuggetsy z kurczaka (upodobane przez moje Młodsze Dziecko, nawet nie chcę wiedzieć ile ich zjadł) oraz gryczane naleśniki z wędzonym łososiem i ziołowym serkiem oraz z ajwarem, szynką parmeńską i serem provolone.

Na drugim stole mieliśmy drożdżowe ciasto z rabarbarem, maślane bułeczki z kruszonką (faworyt dziecięcy), babeczki migdałowe z truskawkami oraz moje brownie i maślaną babkę Kentucky.

Na tę babkę czaiłam się od dwóch miesięcy, kiedy znalazłam ją na blogu Cookies and Cups.

Pachniała i wyłaziła do mnie z ekranu. Musiałam ją upiec.

Z babkami i ciastami ucieranymi łączy mnie szczególna relacja.

Uwielbiałam je jako dziecko, robiłam namiętnie sama. Ze składników nie ocieplonych do temperatury pokojowej, z jajkami i mlekiem prosto z lodówki, z nieprzesianą mąką, piekłam je potem w gazowym piekarniku, w którym panowała czort wie jaka temperatura.

Zawsze się udawały, przez długie lata nie mogłam zrozumieć co to w ogóle jest zakalec, bo w życiu swoim zakalca nie zjadłam ani nie widziałam.

Minęły lata, trochę jakby urosłam, pogłębiłam wiedzę kulinarną, weszłam w posiadanie własnego mieszkania i po kliku latach przerwy postanowiłam znów upiec babkę.

Wyszedł mi tak koszmarny zakalec, że aż żal, iż już wtedy nie fotografowałam swoich wypieków. Wyjątkowy okaz.

Zastanawiałam się co zrobiłam źle, zaczęłam czytać książki i blogi, dowiedziałam się, że składniki muszą być w temperaturze pokojowej, że masło należy ucierać długo i cierpliwie, że powinna być forma z kominkiem - wiele jeszcze innych porad przyswoiłam i postanowiłam wcielić w życie i powiem Wam jedno.

Sporo od tego czasu upiekłam babek i ciast obarczonych ryzykiem zakalca i dochodzę do wniosku, że choćby człowiek stawał na rzęsach, zakalec czasem jest i kropka.

Kiedy już wszystkie składniki były wyjęte wcześniej z lodówki, a mąka przesiana, drzwiczki piekarnika w czasie pieczenia nie były otwierane i nawet żadna kobieta nie przyszła w odwiedziny w trakcie pieczenia (podobno przynosi pecha, w przeciwieństwie do mężczyzny, którego przyjście wieszczy udany wypiek. XXI wiek, ha?) czasem pięknie wyrośnięte i rumiane ciasto, po wyjęciu z piekarnika flaczeje prawie ze świstem i cudownie zapada się w sobie, generując zakalec.

Czasem po prostu nie da się inaczej.

Więc piekę je nie tak chętnie jak dawniej, broń boże nie na zamówienie i nigdy nie wiem czy się uda.

Ucierane ciasto z rabarbarem, które wiozłam ostatnio do znajomych, udało się nad podziw.

A moja wymarzona babka Kentucky okazała się kompletną porażką...

W smaku była cudowna, maślana, waniliowa, pachniała przecudnie. Ale tak, jak pięknie wyrosła, tak równie pięknie oklapła.

Co ciekawe - nie ucieramy samego masła z cukrem, tylko wszystko miksujemy od razu. Nie sądzę jednak, żeby to była przyczyna mojej klęski.

To na pewno zakalcowa klątwa albo duch hrabiego Bebe ("za życia tyle nagrzeszył, jadł cukierki przed obiadem"*).

Przypominam, że mamy XXI wiek.


Zamieszczam jednak post o niej, żeby nie było, że tylko tu sukcesy i chwalenie. Zakalec może zdarzyć się każdemu, a babka ta zasługuje na uwagę. Gdyby się udała, byłaby prawdziwym hitem i jedliby ją też inni, nie tylko ja i mój Tata (wielbiciel zakalca, który poprosił o zapakowanie kawałka na wynos).


Podejdę do niej jeszcze raz, za jakiś czas.

Tymczasem zamieszczam przepis i proszę o sygnał, jeśli komuś się powiedzie i jego babka będzie puszysta i idealna. Komuś musi się udać!

Przepis:

226 g miękkiego masła
szklanka cukru
4 jajka
łyżka ekstraktu z wanilii
3 szklanki mąki
szczypta soli
łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody
szklanka maślanki

polewa: 

56g masła
3/4 szklanki cukru
2 łyżki wody
2 łyżeczki wanilii

Piekarnik nagrzać do 165C. Formę do babki z kominkiem wysmarować grubą warstwą masła, oprószyć mąką.

Wszystkie składniki umieścić w misie miksera. Ucierać na wolnych obrotach około 30 sekund, następnie zwiększyć moc i ucierać intensywnie przez 3 minuty.

Przelać ciasto do formy, wyrównać lekko wierzch i wstawić do piekarnika na 65-75 minut (piekłam 65, patyczek wetknięty w środek wychodził suchy, ale może powinnam piec jeszcze chwilę? albo z termoobiegiem?).

Wyjąć z piekarnika, odstawić na kratkę (w formie). Przygotować polewę.

Wszystkie składniki umieścić w garnuszku, roztopić, mieszając, do rozpuszczenia cukru, ale uważać by się nie zagotowało.

Jeszcze ciepłe ciasto ponakłuwać długim nożem, zalać polewą, odstawić do kompletnego wystudzenia.

* Tytus, Romek i A'tomek, księga I

Komentarze