Niedzielne ciasto czekoladowe Shelly

Odkąd Młodszy złamał rękę 1 czerwca, prześladują nas małe i większe przeciwności losu. Głównie na tle zdrowotnym (każdy z chłopców zaliczył po dwie infekcje, mnie także się co nieco od nich dostało), ale również przeżywamy awarię czegoś (nadal nie wiemy czego) w łazience, na skutek której pod wanną gromadzi się woda i zalewa sąsiadkę.

Cudo.

Ponieważ czerwiec w rozkwicie, zastanawiam się co też jeszcze nas spotka (tfu tfu), a jednocześnie staram się nie poddawać i tłumaczyć sobie, że to tylko błahostki w skali nieszczęść świata, a zawsze może być gorzej.

W ciągu kilku dni w aptece zostawiłam majątek i odwiedziłam niezliczone przychodnie i prywatne gabinety, a to jeszcze nie koniec (przed nami jeszcze co najmniej osłuchanie obu oraz kontrola w poradni chirurgicznej i - być może - zdjęcie gipsu). 

Chodzimy z Małżonkiem jak zombie, nie wiedząc jaki mamy dzień tygodnia i nie słysząc rano budzików, mówiąc do siebie i siebie nie słuchając, powtarzając wypowiedziane zdania trzykrotnie i nadal ich nie zapamiętując.

Zmęczeni, zmartwieni, niewyspani rozważamy wizytę u psychiatry lub azyl w Zimbabwe.

Po każdym tajfunie musi wyjść słońce i wierzę, że wreszcie wyjdzie i seria przykrych zdarzeń oddali się na jakiś czas (długi).

Bo naprawdę są gorsze nieszczęścia.

Ale czasem człowiek ma prawo się trochę podłamać.

A potem podnieść się na duchu np. dzięki miłym smsom od znajomych albo rozmowie z Mamą.

Można też upiec ciasto, oczywiście.

A potem zjeść je samemu prawie w całości i znów mieć doła, że się utyje.

E, tam, trzeba sie jakoś pocieszyć, żeby nie sfiskować.

Zamiast zalać się w trupa, chyba lepiej zjeść ciasto?

Dużo ciasta.

Czekoladowego.

Z polewą.

Przepis z blogu Cookies and Cups.

Starszy zachwycił się nim od pierwszego kęsa, co rzadko mu się zdarza. Przeważnie muszę z niego wyciągać, czy dobre, a on mówi, że owszem, ale entuzjazmu brak.

Tym razem zachwyt był i - co więcej - gorąca prośba, byśmy robili je częściej.

To chyba dobra rekomendacja?

Ciasto rzeczywiście jest pyszne, podobne w smaku do naszego murzynka, ale lepsze, puchate i delikatne.

Polewa też smaczna, choć nie tak, jak na zdjęciach u Shelly. Ona każe dodać 5 szklanek cukru pudru, co dla mnie jest ilością nie do pokonania. Jesli się ktoś odważy, niech koniecznie da mi znać, czy rzeczywiście wyjdzie podobna do...

Dobra, sami przeczytajcie do czego :)

No i czy da się ją zjeść.


Przepis:

szklanka cukru
2 szklanki mąki
szczypta soli
łyżeczka sody
2 jajka
szklanka mleka
łyżka białego octu winnego
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
226g masła (można zastąpić pół na pół z margaryną, ale nie polecam)
1/4 szklanki kakao

Polewa:
113g masła
1/4 szklanki kakao
1/4 szklanki mleka
szklanka cukru pudru
2 łyżeczki ekstraktu z wanilii

Piekarnik nastawić na 205C góra/dół. Blachę 23x33cm wyłożyć papierem do pieczenia.

W dużej misce wymieszać cukier, mąkę, sól i sodę, odstawić.

W drugiej misce wymieszać jajka, mleko, ocet winny i wanilię, odstawić.

W garnuszku roztopić masło z kakao, dobrze wymieszać, wlać do suchych składników, wymieszać widelcem lub łyżką, wlać mokre składniki, wymieszać na gładką masę. Przelać do formy, piec 15-20 minut (piekłam 16 minut), aż patyczek wetknięty w środek będzie suchy.

Polewę przygotować, gdy ciasto jest prawie gotowe. W garnku roztopić masło z kakao i mlekiem, mieszając doprowadzić do wrzenia, zdjąć z ognia. Dodać wanilię i puder, dobrze wymieszać, wylać na gorące ciasto. 

Kroić po wystudzeniu.

Nie zjeść tyle, co ja.



Komentarze