Pierniki

W minioną niedzielę piekłyśmy z Siostrą pierniki.

Pojechałam do niej z dzieciakami na cały dzień. Młodsi wycinali foremkami kształty, starsi sami wałkowali. Cały dom przepięknie pachniał, czego ja - niestety - nie czułam, bo miałam akurat katar.

Foremek miałyśmy sporo, nie ograniczałyśmy się tylko do tych świątecznych, więc były i Halloweenowe, i te w kształcie kotów i samochodzik z samolotem.



Upieczone podzieliłyśmy sprawiedliwie i dekorowaliśmy wszyscy w skupieniu.


Obawiam się, że posypkę będzie wymiatać z kątów do Wielkanocy, ale co tam - to był naprawdę mile spędzony czas.

Zrobiłyśmy ciasto z półtorej porcji, naiwnie wierząc, że wystarczy nam na dłużej.

W poniedziałkowe popołudnie dostałam od niej sms treści: "Pierniki się nam skończyły...".

Nie mamy wyboru, musimy zrobić je jeszcze raz.

Mnie osobiście najlepiej smakują bez żadnej dekoracji. Dzieci jednak mają dużo radości z takiego upiększania.

Łoś na powyższym zdjęciu otrzymał imię: Stefan.

Niestety wczoraj odpadła mu głowa po tym, jak Młodsze Dziecko zbyt gwałtownie otworzyło puszkę z wypiekami.

Starszy nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy, ale ma nadzieję, że niedługo zrobi sobie kilka Stefanów, może nawet lepszych od tego.

Przepis pochodzi z Moich Wypieków. Z ciastem bardzo przyjemnie się pracuje i można je jeść zaraz po upieczeniu, jak i przechowywać w puszce przez wiele dni.

Podobno.

O przechowywaniu długotrwałym właściwie niewiele wiem.

Pieczcie, nie czekajcie na święta.

Komentarze