Ślimaki z sezamem

Jestem chyba jedyną osobą na świecie, której czasem tak bardzo nie chce się jechać do piekarni, że woli upiec bułki sama.


Większość prawdopodobnie wybrałaby podróż do sklepu.

Ale w sklepie nie znajdziecie tak nierównych bułek, jak moje.


Jak żyję, nie udało mi się chyba zrobić przynajmniej dwóch takich samych sztuk.

Ale nie o to chodzi w domowym pieczeniu.

Moja radość z kolejnego wypróbowanego przepisu, zapach wydobywający się z piekarnika i rozprzestrzeniający po całym domu no i (umiarkowany, ale zawsze) entuzjazm domowników, dopytujących: "upiekły się już? kiedy będziemy jeść?".

Z tym entuzjazmem to  - prawdę mówiąc - bywa bardzo różnie.

Bardzo często słyszę, że moja rodzina musi mnie na rękach nosić, za to że gotuję im i piekę tyle pysznych rzeczy.

Nieprawdą byłoby powiedzieć, że nie doceniają wcale moich kulinarnych poczynań, ale traktują to jako coś normalnego, oczywistość.

Zawsze gotowałam i piekłam - pewnie gdybym przestała, to odczuliby brak jednego z filarów codzienności.

Zjadają więc to, co upiekę - raz chętnie, raz mniej, a często nad moje wyroby przedkładają ciastka Oreo albo czekoladę i paluszki.

Życie.


Te ślimaki, jeszcze ciepłe, zjedli z apetytem (alleluja!).

Oraz z dżemem malinowym, szynką i ziołowym serkiem (nie naraz, oczywiście).

Mają swoje ulubione bułki i rogale, ale czasem podtykam im coś nowego.

Jeśli i Wy macię ochotę na takie ślimaki, wejdźcie na Moje Wypieki po przepis (ja swój wydrukowałam w 2011!!!).


Komentarze