Mleko migdałowe

Jakiś czas temu trafiłam na blog Bea w kuchni i post dotyczący mleka migdałowego. Zaintrygowało mnie to i postanowiłam spróbować sama, zwłaszcza że mam spory zapas migdałów.

Mając, pierwszą od stu lat, wolną sobotę, postanowiłam zamysł wprowadzic w czyn.

Nie zamierzam zostać weganką (ach, klopsiki w sosie BBQ oraz lasagne bolognese...), ale wciąż bawią mnie eksperymenty w kuchni, poszerzanie horyzontów, nowe smaki i urozmaicanie diety.

Migdały są właściwe dla zdrowia pod wieloma względami, a na dodatek bardzo je lubię, dlaczego więc nie spróbować mleka migdałowego?

...

Tu powinno znajdować się zdjęcie wdzięcznej butelczyny, napełnionej do 3/4 rzeczonym mlekiem migdałowym.

Ale zdjęcia nie ma, za to ja jestem.

Prawda, że cudowna zamiana?

Mleko wykonałam dokładnie jak w przepisie, nie jest to wielce skomplikowana czynność. Trochę żmudne jest obieranie migdałów, zastanawiam się, czy właściwie jest to konieczne? Gdy robię granolę lub batoniki owsiane z migdałami, nie bawię się w obieranie, lubię jeść migdały ze skórką. Może następnym razem zrobię eksperyment i zostawię nieobrane? Przychodzi mi do głowy, że może wtedy mieć inny kolor, ale z drugiej strony - wszelkie wytłoki (zwane okarą) zostają na sicie i gazie.

Zobaczymy - uzupełnię post o nowe spostrzeżenia.

Bo chętnie ponownie zrobię mleko migdałowe - może nie do spożywania na surowo, ale jako dodatek do koktajli i zamiennik zwykłego mleka w każdej postaci - do naleśników i placków, ciast, a nawet sosu beszamelowego!

Okary wychodzi całkiem sporo i również musiałam znaleźć dla niej zastosowanie, jako że nie lubię wyrzucać jedzenia, o czym pisałam już wielokrotnie, a i o zastosowaniu "zużytych" migdałów napiszę lada dzień.

Teraz biorę się za mleko kokosowe, którego używam o wiele częściej w mojej kuchni (curry!), a te gotowe, dostępne w sklepach często mają konserwanty, zagęstniki, stabilizatory itp. itd. A na dodatek są dość kosztowne.


Komentarze