Pierniczki migdałowe

Za każdym razem, kiedy zabieram się za robienie ciastek wymagających wałkowania i wykrawania, trafia mnie szlag i obiecuję uroczyście, że nigdy więcej.

Nie lubię wałkować i już.

A gdy ciasto choć trochę odmawia współpracy (klei się, rwie itp.) miotana furią wypowiadam liczne słowa niecenzuralne.

To przykra prawda.

W tym roku postanowiłam upiec pierniczki na prezenty dla rodziny. Spośród licznych przepisów, wybrałam ten.

Zabraliśmy się ze Starszym do pracy, z góry ustalając, że ja będę wałkować, a on wycinać kształty.

Zabrałam się nawet z zapałem, jednak po kilkudziesięciu sekundach już byłam zła.

By uratować atmosferę wspólnego pieczenia, odsunęłam się od blatu, zaproponowawszy jednocześnie dziecku samodzielne wałkowanie. Ot tak, dla uciechy, niech pomiędli kawałek, powycina, da mi powrócić do równowagi, żebym mogła dalej podjąć katorżniczą pracę, nie uszkodziwszy nikogo i niczego.

Starszy z radością chwycił wałek i zaczął działać.

...

Gdy zobaczyłam efekty i podniosłam już szczękę z podłogi (nie sztuczną, własną, opadłą ze zdumienia), ulżyło mi niebotycznie i namaściłam go Głównym Wałkującym Tego Domu.

8,5 letni chłopiec dał sobie z tym radę o niebo lepiej niż jego pełnoletnia mamusia.

Miał też z tego o wiele więcej radości, niż ona.

Wałkował i wycinał w upojeniu, a ja oddałam się leniwemu obieraniu i przepoławianiu  migdałów do dekoracji.


Takie pieczenie, to ja rozumiem.

Biedne dziecko jeszcze nie wie jaki bat na siebie ukręciło.

Ile przepisów, dotąd omijanych szerokim łukiem ze względu na wałkowanie, wrzucę teraz do teczki pt.: "do zrobienia"...

Pierniczki stwardniały stygnąc - zapakowałam je do puszek i czekamy na rozwój sytuacji, by w pełni ocenić ich smak.


Komentarze