Ziutek i serce przebite strzałą, czyli słowo o lekturze

Staram się codziennie czytać Starszemu na dobranoc.

Choć umie czytać już od dawna i - na szczęście - czyni to z przyjemnością, kultywujemy ten rytuał wspólnego czytania, który lubimy oboje.

To taka chwila w ciągu dnia, kiedy jestem tylko dla niego.

Wyciszamy się i wkraczamy w świat wyobraźni i historii innych niż nasza własna.

Z doborem lektur bywa różnie - czasem przynosi coś ze szkolnej biblioteki albo wyciąga coś z własnej półki.

Innym razem ja podpowiadam: "przeczytajmy tę, bardzo ją lubiłam jako dziecko".

Czasem nudzę się niemiłosiernie (jak przy czytaniu "Hobbita" np.), czasem oboje chichoczemy (jak przy "Brombie i innych"), czasem ze ściśniętym gardłem omijamy przykre fragmenty (jak w "Belli i Sebastianie").

Zawsze jednak opowieść wnosi coś do naszego życia i wierzę, że to zaprocentuje.

Poszerzy horyzonty, również moje.

Po wspomnianym "Hobbicie" poprosiłam go, żebyśmy teraz przeczytali "Wakacje z duchami" - jedną z moich ukochanych książek z dzieciństwa.

Zgodził się bez oporów.

Egzemplarz, mocno wysłużony, należał kiedyś do mojego taty, a data wydania to 1962 r.



Rysunki mistrza Butenki.



Cudo.



Na fali lektury dostałam taką oto laurkę na Dzień Kobiet:



"Kocham Cię Mamo" na odwrocie nie ucieszyło mnie tak bardzo jak ten "Ziutek".

Bo on oznacza, że moje dziecko ma to samo poczucie humoru i abstrakcji, co ja.

A nic tak nie cieszy rodzica, jak taka świadomość.

Przynajmniej mnie. 

Poczucie humoru to jedna z najważniejszych rzeczy w życiu człowieka.

Pomaga przetrwać najgorsze.

Komentarze