Bułki Małgosie

Jedne z tych, które piekłyśmy na warsztatach.

Nie zdążyłam ich skosztować, bo podczas warsztatów i w drodze do domu opychałam się drożdżówkami z dżemem malinowym (muszę je upiec w domu, koniecznie!), a te które przywiozłam ze sobą moje chłopaki zjedli następnego ranka, kiedy byłam w pracy.

Ponieważ zostało mi kilka ziemniaków z obiadu, a jak już mówiłam - nie lubię wyrzucać jedzenia - postanowiłam upiec Małgosie raz jeszcze, tym razem sama.

Ciasto kleiło się, mimo wielokrotnego smarowania rąk olejem, ale mimo wszystko postanowiłam nie wkładać ciasta do miksera, tylko zagniatać sama. 

Chyba się udało.



Niestety, znów nie jestem w stanie w pełni ocenić ich smaku albowiem moje dzieci sprzedały swoją infekcję i od wczoraj mam okropny katar.

Widzę jednak, że bułki są puszyste, jestem w stanie uchwycić ich zapach, gorzej z pełnią smaku.

Do trzech razy sztuka?


Przepis można znaleźć tutaj.

Nie nacinałam swoich i posypałam je makiem, więc znów nie przypominają oryginału, a wyglądają jak mleczne bułki, jedne z moich ulubionych. Nie należy się jednak tym sugerować, nie są ani trochę słodkie.


Wierzch posmarowałam białkiem (zostało mi po innym wypieku), piekłam 22 minuty.



Komentarze