Babka czekoladowo-waniliowa

Są takie dni, kiedy człowiek nie powinien wchodzić do kuchni.

Gdy mimo wszelkich starań wszystko idzie nie tak.

Leci nam z rąk bardziej niż zwykle. Łokciem strącamy słoik z mąką albo rozlewamy mleko po blacie, zamiast wlać je do misy miksera.

Trochę dziś tak miałam.

Chciałam upiec babkę, której zdjęcie mnie zachwyciło. Zaprosiłam Rodziców i zależało mi, żeby naprawdę się udała. Wyjęłam nawet wcześniej wszystkie składniki z lodówki, żeby miały temperaturę pokojową. Ale aura nie sprzyjała.

Długo ucierałam masło, ale nie chciało się zrobić puszyste. Po dodaniu jajek konsystencja zrobiła się kaszkowata. "Chyba się nie uda" - przemknęło mi przez głowę. Wsypanie mąki trochę pomogło, ale wtedy postanowiłam jeszcze raz przeczytać przepis i uwagę odnośnie rozpuszczenia kakao w wodzie. Początkowo użyłam dwóch łyżek i otrzymałam czekoladową pastę, w sam raz do wymieszania z częścią jasnego ciasta. Doczytałam jednak, że miała być 1/4 szklanki PLUS 2 łyżki wody, a nie same 2 łyżki. Chlusnęłam więc dodatkową wodę i otrzymałam rzadką brązową ciecz.

Nie należy bezwzględnie ufać przepisom, trzeba zdać się na własną intuicję i doświadczenie. One mówiły mi, że 1/4 szklanki to chyba za dużo jak na tę ilość. Ale nie posłuchałam, niestety.

Mało tego - zamiast użyć połowy kakaowego roztworu (żeby nie rozrzedzać tak strasznie ciasta), wlałam wszystko.

Dysponowałam zatem jasnym, odpowiednio gęstym ciastem i przeraźliwie rzadkim ciemnym. Nie było szans, żeby ułożyć wzór szachownicy, bo ciasto fantazyjnie rozlewało się na boki. Przynajmniej nie musiałam już robić ósemek patyczkiem...

Z poczuciem klęski wstawiłam je do pieca, myśląc mimochodem, że Tata lubi zakalec, to może nawet się ucieszy...

Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu babka się udała! Nie wyrosła może tak wysoko, jak powinna, ale nie miała zakalca i była naprawdę pyszna!


Tym razem więc wygrałam walkę z niesprzyjającą aurą w kuchni.


Babka nie jest ciężka, zawiera połowę standardowej ilości masła oraz maślankę. Chętnie powtórzę ją raz jeszcze. Może w bardziej sprzyjających warunkach.

Przepis (blog Baker Chick), lekko zmodyfikowany:

113g miękkiego masła
1 i 3/4 szklanki mąki - odjąć z tego 3 łyżki i dodać 3 łyżki skrobi kukurydzianej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
szklanka cukru
3 duże jajka w temperaturze pokojowej
łyżeczka ekstraktu z wanilii (lub cukier z prawdziwą wanilią)
2/3 szklanki maślanki lub kefiru w temperaturze pokojowej
1/4 szklanki kakao

Piekarnik nagrzać do 180C góra/dół. Keksówkę 14x24cm wyłożyć papierem do pieczenia.

Kakao zalać 2 łyżkami wrzątku i wymieszać na gładką pastę.

W misce wymieszać mąkę z proszkiem i solą, odstawić.

Masło utrzeć z cukrem na puszystą masę (około 5 minut). Dodawać po jednym jajku, dokładnie miksując. Wlać ekstrakt z wanilii, wsypać 1/3 mąki, zmiksować, połowę maślanki -zmiksować. Znów 1/3 mąki i resztę maślanki, zmiksować, dodać resztę mąki. 1/3 ciasta przełożyć do miseczki, dodać pastę kakaową i dokładnie wymieszać.

Łyżką nakładać naprzemiennie porcje jasnego i ciemnego ciasta. Powinny być 2 albo 3 warstwy. Patyczkiem do szaszłyków albo wykałaczka zrobić kilka ósemek. Wstawić do piekarnika na 40-60 minut (piekłam 45 minut). Studzić w formie, po kilkunastu minutach wyłożyć na kratkę.


Komentarze