Solony karmel

Chciałam napisać, że jako dziecko nie lubiłam karmelu ani toffee.

Bo rzeczywiście, polewa do lodów zawsze musiała być truskawkowa i uwielbiałam markizy przekładane truskawkowym lub waniliowym kremem.

Ale przecież moim ulubionym batonikiem przez długie lata był Mars (buueee, dziś po jednym kęsie mnie mdli, takie to słodkie), potem Twix, lubiłam także krówki-mordoklejki, a ile zjadłam w swoim życiu cukierków Cadbury Eclairs, nadziewanych czekoladą, strach przyznać.

Więc jednak lubiłam zawsze. Tylko chyba miałam kilkuletnią przerwę, bo rzeczywiście od dawna nie kupuję twixów, krówek ani innych cukierków toffee.

Jednak kiedy nasz współpracownik z Holandii zaczął przywozić słynne holenderskie wafle przekładane karmelem z cynamonem, a potem odkryłam, że są dostępne u nas w Aldi, pomyślałam, że właściwie karmel powinien był częstszym składnikiem mojej diety ;)

Jednocześnie trafiłam na blogu Averie na takie ciasto - z kokosem i własnoręcznie zrobionym solonym karmelem.

Z robionym przez siebie karmelem mam przykre wspomnienia, kiedy to usiłowałam za jego pomocą skleić domek z piernika...

Domek wyglądał jak po wszystkich klęskach żywiołowych razem wziętych, a karmel zdążył mi stwardnieć w międzyczasie i mogłam sobie w niego jedynie rytmicznie postukać, ewentualnie złamać ząb w akcie desperacji.

Dobrze, że się nim nie poparzyłam, gdy był jeszcze gorący.

Porzuciłam więc jego samodzielną produkcję na długie lata aż do wczoraj.

Ten przepis wydawał się wart wypróbowania, zwłaszcza że zaczynał się od słów: "Zwiąż włosy, odłóż telefon, pozbądź się dzieci z kuchni.".

To brzmiało mądrze.

Rzeczywiście zabawa z karmelem wymaga podjęcia dużych środków ostrożności i skupionej uwagi, ale nie jest to takie straszne, jak mi się wydawało. Udało mi się zrobić pyszny sos, nawet mimo wtargnięcia w pewnej chwili pozbytego uprzednio (zgodnie z przepisem) Młodszego Dziecka, które przyszło po dokładkę malin.

Ufff.

Nie wyszło go dużo, ale to dobrze..

Jest tak obłędny, że stanowczo radzę i ostrzegam: "nie róbcie tego w domu!".

Albo jednak zróbcie, będzie potrzebny do następnego przepisu.

Ale nie obciążajcie mnie potem kosztem nowych (większych) dżinsów.

Przepis:

szklanka cukru
1/4 szklanki wody
łyżeczka syropu kukurydzianego (opcjonalnie, podobno zapobiega krystalizacji sosu, nie miałam, dałam golden syrupu)
1/2 szklanki słodkiej śmietanki 30% lub 36%
łyżka ekstraktu z wanilii (opcjonalnie)
1/2 lub cała łyżeczka soli - do smaku, jeśli chcemy uzyskać solony karmel

Przygotować sobie wszystkie składniki.

W średnim rondlu umieścić cukier, wodę i syrop. Zagotować na dużym ogniu, mieszając aż cukier się rozpuści. Później nie mieszać, pilnie obserwować. Gotować od 5-12 minut (gotowałam 10) aż zbrązowieje. Nie może być bardzo ciemny, bo się spali, nie powinien być też zbyt blady. Niestety, to kwestia wyczucia, musimy sami przekonać się kiedy będzie "już".

Gdy karmel osiągnie pożądany kolor, zmniejszyć płomień, powoli i ostrożnie wlać kremówkę - mieszanina zacznie mocno bulgotać i pryskać. Ostrożnie dodać wanilię i sól, jeśli używamy, wymieszać rózgą do uzyskania jednorodnej mieszaniny i na małym ogniu pogotować jeszcze minutę.

Przelać do czystego słoika, wystudzić. Przechowywać w lodówce do miesiąca (choć podobno wytrzymuje i dłużej).

Komentarze

  1. Brzmi bossssko - niestety wszystkie składniki posiadam, może zrobię i ja? :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz