Szarlotka w cieście marcepanowym
Z okazji rozpoczęcia roku szkolnego zabrałam Starsze Dziecko do kawiarni. Tradycyjnie wybrał sobie lody czekoladowe, a ja zamówiłam szarlotkę, która bardzo mnie rozczarowała.
Zawierała mnóstwo jabłek w postaci, której nie lubię - pokrojone w kostkę, nie przepieczone, pływające w czymś kisielopodobnym. Porcja była ogromna, szarlotka ciepła, byłam głodna, więc zjadłam.
Ale niesmak pozostał.
Dwa dni później dostałam zamówienie na ciasta imieninowe dla koleżanki. Trochę z braku czasu, a trochę z obawy o gusta jej gości, postawiłam na tradycję i upiekłam murzynka (pieczonego w moim domu od stu lat) oraz szarlotkę Liski na kruchym cieście, tylko bez malin.
Sezon na antonówki w pełni, kupiłam ponad kilogram i poddusiłam przed pieczeniem, jak nakazuje przepis.
Cierpiałam prawdziwe katusze stojąc nad garnkiem i wąchając tę cudowną woń, nie mogąc podjadać. Gdy wyjmowałam gotową szarlotkę z pieca rozpłakałam się z żalu, że nie spróbuję ani kęsa.
No dobrze, przesadziłam.
Wcale nie płakałam.
Ale wspomniałam tamtą kawiarnianą szarlotkę, popatrzyłam na swoją i westchnęłam z żalem.
Następnego dnia spotkałam ciocię moich Dzieci, której opowieścią o pieczeniu ciast narobiłam strasznego apetytu na ciasto z jabłkami.
Tak powiedziała.
Więc zanim zdążyłam pomyśleć, już zaprosiłam ją na sobotnie popołudnie przy szarlotce.
Ponieważ nie lubię się powtarzać i jeść w kółko tego samego, sięgnęłam po inny przepis, upatrzony już dawno, a wciąż zapomniany.
Szarlotkę w cieście z dodatkiem marcepana, z Moich Wypieków.
Nie jest tak śliczna, jak w oryginale (ach, te listeczki... już widzę jak klnę przy ich wycinaniu..), ale zapewniam, że jest boska.
Kruchy spód, mnóstwo przepysznych antonówek, warstwa migdałowej kruszonki i wierzch z kruchego ciasta.
Nie spróbowałam jej na ciepło (tak lubię najbardziej), bo piekłam późnym wieczorem. Jednak na zimno jest tak genialna, że nie ma co rozpaczać.
Takie szarlotki chcę piec i jeść.
Smak marcepana nie jest mocny, jeśli ktoś go nie lubi, nie będzie tutaj przeszkadzał.
Jest naprawdę przepyszna i na pewno upiekę ja drugi raz, tak by móc pożreć kawałek na gorąco.
Albo nawet i trzy.
Moje modyfikacje:
- nie dodawałam calvadosu ani mąki ziemniaczanej do jabłek
- dałam jedynie łyżkę masła do ich smażenia
G-E-N-I-A-L-N-A!
Zawierała mnóstwo jabłek w postaci, której nie lubię - pokrojone w kostkę, nie przepieczone, pływające w czymś kisielopodobnym. Porcja była ogromna, szarlotka ciepła, byłam głodna, więc zjadłam.
Ale niesmak pozostał.
Dwa dni później dostałam zamówienie na ciasta imieninowe dla koleżanki. Trochę z braku czasu, a trochę z obawy o gusta jej gości, postawiłam na tradycję i upiekłam murzynka (pieczonego w moim domu od stu lat) oraz szarlotkę Liski na kruchym cieście, tylko bez malin.
Sezon na antonówki w pełni, kupiłam ponad kilogram i poddusiłam przed pieczeniem, jak nakazuje przepis.
Cierpiałam prawdziwe katusze stojąc nad garnkiem i wąchając tę cudowną woń, nie mogąc podjadać. Gdy wyjmowałam gotową szarlotkę z pieca rozpłakałam się z żalu, że nie spróbuję ani kęsa.
No dobrze, przesadziłam.
Wcale nie płakałam.
Ale wspomniałam tamtą kawiarnianą szarlotkę, popatrzyłam na swoją i westchnęłam z żalem.
Następnego dnia spotkałam ciocię moich Dzieci, której opowieścią o pieczeniu ciast narobiłam strasznego apetytu na ciasto z jabłkami.
Tak powiedziała.
Więc zanim zdążyłam pomyśleć, już zaprosiłam ją na sobotnie popołudnie przy szarlotce.
Ponieważ nie lubię się powtarzać i jeść w kółko tego samego, sięgnęłam po inny przepis, upatrzony już dawno, a wciąż zapomniany.
Szarlotkę w cieście z dodatkiem marcepana, z Moich Wypieków.
Nie jest tak śliczna, jak w oryginale (ach, te listeczki... już widzę jak klnę przy ich wycinaniu..), ale zapewniam, że jest boska.
Kruchy spód, mnóstwo przepysznych antonówek, warstwa migdałowej kruszonki i wierzch z kruchego ciasta.
Nie spróbowałam jej na ciepło (tak lubię najbardziej), bo piekłam późnym wieczorem. Jednak na zimno jest tak genialna, że nie ma co rozpaczać.
Takie szarlotki chcę piec i jeść.
Smak marcepana nie jest mocny, jeśli ktoś go nie lubi, nie będzie tutaj przeszkadzał.
Jest naprawdę przepyszna i na pewno upiekę ja drugi raz, tak by móc pożreć kawałek na gorąco.
Albo nawet i trzy.
Moje modyfikacje:
- nie dodawałam calvadosu ani mąki ziemniaczanej do jabłek
- dałam jedynie łyżkę masła do ich smażenia
G-E-N-I-A-L-N-A!
Komentarze
Prześlij komentarz