Lemon bars, czyli cytrynowe kwadraty

Sylwestra spędziłam z dziećmi u Rodziców, razem z Siostrą i jej rodziną.

Nigdy nie czciłam szczególnie tego dnia (tej nocy?).

Nie dla mnie bale w wieczorowych sukniach i sztywnych od lakieru koafiurach, nie dla mnie tańce do rana, choć tańczyć lubię.

Zdarzało mi się iść spać o normalnej porze i nie doczekać północy - bez szczególnego żalu.

Był też taki sylwester, gdy spać nie położyłam się wcale, a data była przełomowa - 1999/2000.

Nie emocjonuję się nim specjalnie, jednak gdy wybija północ i strzelają fajerwerki czuję przez moment, że to uroczysta chwila i coś lekko drgnie mi w sercu. Małe wzruszenie chwyci mnie za gardło, myślę o poprzednich i następnych sylwestrach - ile ich jeszcze? Z kim?

Potem myślę, że to żaden przełom, że tak naprawdę nic się nie zmienia - oprócz daty.

I wracam na ziemię.

Ten sylwester był bardzo miły.

Słuchaliśmy radia, graliśmy z dzieciakami w grę planszową Był sobie człowiek (polecam!) oraz w  kalambury (mój pomysł, nie chwaląc się. Bałam się, jak to wyjdzie i czy chwycą bakcyla - zupełnie niepotrzebnie. Zachwycili się i rwali do pokazywania i zgadywania, naprawdę miło było patrzeć na ich podekscytowanie i przejęcie. To dorośli znudzili się pierwsi i po osiemnastej kolejce zarządzili koniec gry, ku rozczarowaniu dzieciarni). Jedliśmy dobre rzeczy, na przykład takie parmezanowo-bazyliowe krakersy mojej Siostry, z przepisu Lauren's latest:

bigos mojej Mamy oraz przepysznego łososia w cieście francuskim z Kwestii Smaku (zdjęcia brak i na blogu brak - jakim cudem?? To jedna z pyszniejszych rzeczy, które jadłam).

A na deser - pączki, rogaliki (o których już niebawem) oraz cytrynowe kwadraty.

Upiekłam je z myślą o mojej Siostrze, która lubi cytrynowy smak, ale sama też miałam ochotę spróbować.

Prosty, kruchy spód i lekkie, cytrynowe nadzienie. Żadnych 7 jajek, żadnej najtłustszej śmietany ani słodkiego skondensowanego mleka.

Nie, żebym nadmiernie stroniła od takiej dekadencji, ale po świętach i przy sylwestrowych innych pysznościach miło mieć świadomość, że to, co jem, nie jest tak rujnujące, jak by się wydawało.


A do tego nie wymaga wiele pracy, jedynie cierpliwości - po upieczeniu trzeba je chłodzić przez kilka godzin w lodówce.

Dla wielbicieli cytrynowych smaków - strzał w dziesiątkę. Nawet dzieci zjadły z ochotą, choć zdawało mi się, że nie spojrzą na coś, co nie zawiera ani grama czekolady.

Mnie też bardzo smakowały.

Szczęśliwego Nowego Roku!

Przepis (Averie Cooks z moimi małymi zmianami dot.ilości cukru i cytryny):

113g masła
szklanka mąki
łyżka skrobi kukurydzianej
niecałe 1/4 szklanki cukru pudru
szczypta soli

2 duże jajka
1/2 szklanki cukru
sok i skórka z dużej cytryny
2 łyżki mleka (lub śmietanki)
2 łyżki mąki

Piekarnik nastawić do 175C góra/dół. Kwadratową foremkę 20x20cm wyłożyć papierem do pieczenia.

W misce umieścić masło, mąkę, skrobię, cukier puder i sól, palcami rozcierać masło do uzyskania kruszonki (można też zagnieść w malakserze). Ciasto będzie dość suche, ale powinno zbijać się w grudki. Wylepić nim spód blachy. Ponakłuwać widelcem, wstawić do piekarnika na 12-15 minut. Nie powinno być mocno wypieczone ani zrumienione, tylko lekko podpieczone.

Gdy spód się piecze, przygotować nadzienie.
W misce wymieszać rózgą cukier z jajkami, sokiem i skórką z cytryny oraz mlekiem. Wsypać mąkę, wymieszać rózgą. Wylać ostrożnie na podpieczony spód (nie wyciągałam blachy z piekarnika, wysunęłam tylko kratkę). Piec 15-20 minut, aż wierzch będzie ścięty (piekłam 15minut).

Wystudzić na kratce, później chłodzić w lodówce co najmniej 3h. 

Komentarze