Sałatka z buraka, marchewki i ciecierzycy

Postanowiłam zjeść coś zdrowego.

Bardzo zdrowego.

Coś co - być może - nie do końca będzie mnie zachwycać, ale okraszać sobie będę ów posiłek świadomością, że to co spożywam jest bardzo zdrowe, dostarczy mi mnóstwa witamin i składników mineralnych oraz świetnie wpłynie na mój organizm i samopoczucie.

Taki był plan.

Ekhm...

Znalazłam ten przepis. Pasował idealnie. Buraki lubię, ciecierzycę również, surową marchewkę jakoś zniosę.

Do dzieła!

Zakupiłam nawet doniczkę świeżej mięty, by ściśle trzymać się przepisu.

Z braku harissy i zjadliwych chlebków pita* postanowiłam wymieszać wszystkie składniki z jogurtem i spożyć jako sałatkę, zagryzając ulubionym żytnim chlebem na zakwasie. Dosypując nieco płatków chili, dla zaostrzenia.

Gdy mieszałam to wszystko w misce wieczorem, pachniało zachęcająco i spróbowawszy odrobinę na końcu łyżeczki - mruknęłam z aprobatą. Cieszyłam się, że następnego dnia w pracy zjem pożywne śniadanie.

Cóż...

Pierwsze kęsy przeszły nawet gładko.

Następne zjadłam już z pewną rezerwą.

Kolejne spowodowały poważne wzdrygnięcia.

Z dalszych zrezygnowałam.

Przykro mi, ale to jednak nie był posiłek dla mnie. Być może wpływ na to miała mięta, której tak naprawdę wcale nie lubię! Chyba, że w postaci gumy do żucia.

Postanowiłam jednak być otwarta na nowe smaki i podjąć wyzwanie.

Z katastrofalnym skutkiem.

Być może też, owa mieszanka, spożywana w rzeczonym chlebku pita, posmarowanym jogurtem wymieszanym z harissą, BEZ dodatku mięty, ale dobrze przyprawiona, smakowałaby o wiele lepiej.

Nie mam jednak w sobie tyle odwagi by eksperyment powtórzyć.

Mój organizm musi obejść się bez tego zdrowego i lekkiego posiłku.

A szkoda.

Dowiedziałam się jednak o sobie jednej rzeczy.

Nie lubię mięty i nie powinnam jej dodawać do swoich posiłków.

Howgh.



*w sklepach trafiłam tylko na byle jakie i przeznaczone do podrzania


Komentarze